Marko Ivović: Mój cel? Być lepszym dziś niż wczoraj!

Na co dzień uśmiechnięty i spokojny. Na boisku skupiony i pełen emocji. Jeden z najlepszych siatkarzy ostatnich lat, MVP Ligi Światowej 2016. Specjalnie dla Was znalazł czas, by porozmawiać, nie tylko o siatkówce. Drodzy kibice, przed Wami…Marko Ivović! 

 

CZĘŚĆ III – KARIERA KLUBOWA

 

Zawodowo zacząłeś grać dość późno, bo dopiero w wieku 19 lat…

Tak, ale w rzeczywistości zacząłem, kiedy byłem bardzo mały. Tak naprawdę nie pamiętam, kiedy zaczynałem…Miałem może 3-4 lata i każdą chwilę spędzałem na hali z tatą i wujkiem. Kiedy miałem 10 lat wszyscy chłopcy chcieli grać w piłkę nożną. Ja też o tym myślałem i poprosiłem tatę, żeby kupił mi korki, a on powiedział: "Nie, nie ma szans". Od tego momentu miałem innego trenera i wszyscy wciąż powtarzali mi, że siatkówka to coś dla mnie i muszę grać. Zdecydowałem się zostać i wszystko potoczyło się samo. W pewnym momencie masz to po prostu we krwi. Jakiś czas temu oglądałem film z czasu, kiedy byłem mały i ktoś zapytał mnie, kim chcę być, gdy dorosnę, a ja odpowiedziałem, że chcę grać w Reprezentacji Serbii – nieważne w co, ale muszę być w kadrze. I tak zostało. Teraz gra jest całym moim życiem. Miasto, w którym zaczynałem jest małe, więc po pewnym czasie wyjechałem do Novi Sad, wtedy miałem 19 lat. Tam spędziłem trzy lata i potem przyszła pora na zagranicę. Na początku było ciężko. Zawsze chciałem grać, ale nigdy nie przypuszczałem, że moja kariera będzie wyglądać tak, jak teraz. Po szkole średniej chciałem połączyć studia na uniwersytecie z zawodową grą, ale to było niemożliwe, więc zdecydowałem się na siatkówkę. Na studia zawsze jest czas – mogę wrócić na uniwersytet później, ale tak długo, jak starczy mi zdrowia, chcę grać. 

Zagrałeś m.in. w lidze polskiej, tureckiej i rosyjskiej, czyli w kilku z lepszych na świecie. Całkiem niezły dorobek jak na tak młodego zawodnika…

Tak, ale kluby zmieniałem co sezon. Byłem w Turcji, potem w Paryżu, Polsce, Rosji i teraz wróciłem do Rzeszowa. Moim celem było piąć się w górę, krok po kroku, utrzymując dobry poziom gry. Tym właśnie kierowałem się przy podejmowaniu decyzji o zmianie klubu. Chcę grać najlepiej, jak to możliwe.

Czyli, wybierając klub, kierujesz się głównie jego poziomem?

Tak. Dla mnie zawsze głównym celem było stawanie się lepszym siatkarzem, niż jestem. Cel? Być lepszym dziś niż wczoraj. I tak jest wszędzie, w życiu – nie tylko w siatkówce. Każdy chce być lepszy od kogoś innego i w końcu przychodzi moment, że taki się staje i…co potem? Ja myślę, że najlepiej jest chcieć być lepszym od samego siebie – kiedy tak robisz, rozwijasz się każdego dnia. 

Powiedz, co tak bardzo ciągnie siatkarzy do Rosji?

Nie wiem. Kiedy ja tam wyjeżdżałem, dużo osób tutaj mówiło, że zdecydowałem się na to ze względu na pieniądze, a wcale tak nie było – pieniądze są, a za chwilę ich nie ma. To nie jest najważniejsze – chodzi o grę. Mogę mówić za siebie – kiedy tam pojechałem to po to, by grać u boku Tetyukhina, Musersky'ego. Myślę, że każdy młody zawodnik, który dostanie stamtąd ofertę, zrobi to samo. Każdy wie, jakim klubem jest Belgorod i jacy zawodnicy tam grają. A to, co mówili tutaj, dlaczego tam jadę…Czułem się z tym źle, bo czy wszystko zależy od pieniędzy? Myślę, że ci, którzy tak mnie oceniali, mówili to przez pryzmat siebie – czym oni kierowaliby się, będąc w takiej sytuacji. Każdy człowiek ma swoje życie. Na pewno fajnie było tam grać, widzieć, jak to wszystko wygląda, jak wygląda Rosja i ta liga – jedna z najmocniejszych na świecie. Spróbowałem swoich sił przez sezon, a później zdecydowałem się na powrót.

No właśnie – rosyjska Superliga to nie jest łatwy orzech do zgryzienia.

Miałem oferty z innych rosyjskich klubów i mógłbym zostać. Ale życie tam jest bardzo ciężkie – na każdy mecz latasz samolotami, często kilkoma – najpierw do Moskwy, a potem kolejnym lotem do miejsca, w którym grasz mecz. Poza tym wciąż musisz się zmagać ze zmianami czasu, np. pomiędzy nami a Nowosybirskiem było 4 godziny różnicy. Dodatkowym utrudnieniem było to, że byłem tam sam. Myślę, że dla rosyjskich graczy jest to po prostu łatwiejsze. Ten rok był dla mnie naprawdę ciężki, dlatego zdecydowałem się wrócić do Europy.

Dlaczego właśnie do Rzeszowa?

Kiedy kończyłem pierwszy sezon w Rzeszowie powiedziałem, że chcę tu wrócić, jeśli będę kiedyś miał taką możliwość. Więc dlaczego nie? Lubię Rzeszów – to małe, fajne miasto. Klub też jest w porządku. Dlatego zdecydowałem się wrócić. Ktoś, kto ma szansę tu zagrać, zazwyczaj się na to decyduje i ja też zrobiłem tak samo.

Czy ten obecny sezon w Resovii spełnił – jak dotąd – Twoje oczekiwania?

Zawsze może być lepiej, ale też gorzej. W Lidze Mistrzów faktycznie nie zagraliśmy zbyt dobrze. Nasz zespół ma potencjał, ale nie wszystko poszło tak, jak tego oczekiwaliśmy. Co było, przeszło już do historii – nie możemy tego zmienić i powinniśmy skupić się na tym, co jest przed nami. Musimy zrobić wszystko, co możemy i najlepiej, jak potrafimy.

Mówisz o dużym potencjale drużyny – z czego wynika to, że zespół z takimi możliwościami gra na tak różnym poziomie?

Myślę, że o takie rzeczy najlepiej pytać trenera. Ja jestem członkiem zespołu i mogę wypowiadać się jedynie z własnej perspektywy. W zespole mamy dużo dobrych zawodników, ale nie zawsze można grać świetnie. Myślę, że ta końcówka fazy zasadniczej wypadła w naszym wykonaniu naprawdę fajnie. To, że na początku nie szło nam dobrze, mogło mieć wiele przyczyn – zmęczenie, problemy zdrowotne. Można podawać tysiące powodów. Tak już jest, że kiedy mówi się o czymś, trzeba znaleźć tego powód.

Wróćmy na moment do meczu 30. kolejki, który rozegraliście przeciwko ZAKSie. Spotkanie odbyło się w Prima Aprilis i jeszcze przed meczem, rano, na Waszym Twitterze pojawił się wpis, że chociaż jest to dzień żartów, to nie będzie ich na boisku. I faktycznie tak było. Walczyliście do ostatniej piłki i chyba nie mogło być żadnego kibica Resovii, który byłby niezadowolony z Waszej postawy na boisku.

Moim zdaniem tak, ale tutaj, jak wszędzie, są ludzie zadowoleni i tacy, którzy będą szukać tego, co było złe. Myślę, że prawdziwi fani będą z nami zawsze, bez względu na to, czy akurat gramy dobrze, czy źle – oni zrozumieją, że chcemy wygrać każdy mecz. Jeśli nam się nie uda, to my pierwsi jesteśmy niezadowoleni. To jest sport i zawsze chcesz wygrać, wypaść jak najlepiej. Jeśli jednak się nie uda, a ludzie od razu zaczynają mówić o nas źle, to mówi tylko o nich samych. Teraz gramy dobrze i jeśli uda nam się utrzymać ten poziom, wszystko będzie w porządku. Nigdy jednak nie wiemy, co się wydarzy. Przed nami mecz z Bełchatowem i zobaczymy, jak będzie. 

Czy Ty bierzesz pod uwagę te negatywne opinie? Wychodząc na boisko, masz w głowie jakąś myśl o presji, którą się na Ciebie nakłada?

Nie odczuwam presji. Jestem spokojny i jeśli ktoś spoza klubu komentuje, co i jak powinienem zrobić – może mówić. Ja staram się grać najlepiej jak mogę, a uwagi przyjmuję od trenera i innych członków klubu. Ludzie mają jednak duże oczekiwania – chcą, byśmy zrobili wszystko, co możemy. To oczywiste, że chcemy wygrać – i w Lidze Mistrzów, i w Pucharze Polski, i w Pluslidze. Jeśli jednak się nie uda, co możemy zrobić? Wszyscy jednak musimy o tym wiedzieć, być razem i wspólnie działać. Jeśli nie będziemy razem, nic z tego nie będzie. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie narzekał. To stwarza presję, ale staram się nie zwracać na to uwagi, choć oczywiście jest to irytujące. Prawda jest jednak taka, że jeśli gra mi nie idzie, pierwszą złą i rozczarowaną osobą jestem ja sam. A potem ktoś przychodzi i wytyka mi, jak źle było. Znasz się na tym lepiej? Jeśli mnie krytykujesz, przyjdź i pokaż mi jak sam to robisz.

Właśnie – tak naprawdę nikt poza Wami nie wie, jak ciężko pracujecie.

Każda praca jest ciężka. Ja też śledzę to, co Ty robisz i mogę myśleć, że wiem, jak to robisz, ale czy wiem jak to rzeczywiście wygląda? Wszystko sprowadza się do jednego – jeśli wykonujesz swoją pracę rzetelnie i w pełni się w to angażujesz, jesteś w zgodzie z samym sobą. To jest dla mnie najważniejsze.

Nawiązując jeszcze do Play-Offów – jesteś zadowolony, że padło na Skrę czy może wolałbyś jednak, żebyście zagrali przeciwko Jastrzębskiemu Węglowi?

Nie wiem… Kiedy chcesz być najlepszy, nie ma znaczenia, kto stoi po drugiej stronie siatki – może to być Skra, mogą być Kielce, albo Jastrzębski. Musisz wygrać z każdym, jeśli chcesz być Mistrzem. Trzeba koncentrować się na własnej stronie boiska.

Obiektywnie patrząc wydaje się, że jednak Skra jest dla Was lepszym przeciwnikiem. Stosunek wygranych do przegranych z JSW wypada jednak na Waszą niekorzyść…

Tak, pod tym względem owszem. Ale to, co było, teraz nie ma znaczenia. Każda drużyna jest zdeterminowana, by wygrać i skupia się na tym celu. Wszystko będzie zależało od dyspozycji dnia, a zwłaszcza zagrywki. Współczesna siatkówka właśnie na tym się opiera – wygrywa ten, kto lepiej zagrywa, a nie ten, kto lepiej przyjmuje – to ma mniejsze znaczenie. Mocna zagrywka to klucz do sukcesu wszędzie – weźmy pod uwagę np. ligę włoską. Tam najlepiej widać, jakie znaczenie ma siła serwisu. Kiedy jest dobra zagrywka, dalej już pójdzie dobrze. Skra to bardzo dobry zespół i choć oni mogą odczuwać teraz trochę większą presję, to ostatecznie nie ma to żadnego znaczenia.

Miałeś już rozmowę w sprawie przedłużenia kontraktu?

Trochę już o tym rozmawialiśmy, ale nic jeszcze nie wiem na pewno. Najlepiej teraz skoncentrować się na Play-Offach i dopiero później zastanawiać się nad takimi kwestiami. 

Chciałbyś zostać?

Zawsze to powtarzam, że z tych miejsc, w których grałem, to jest jednym z najlepszych na świecie, by grać – bardzo dobra jest organizacja w klubie, sam klub jest dobry, a miasto fajne. No i najlepsi kibice na świecie. Pewnie, że chciałbym spróbować swoich sił też w innych ligach, ale teraz nie mam powodu, by szukać czegoś innego. Takie jest moje zdanie, ale zobaczymy co będzie na końcu. 

Teraz jest taki okres, że więcej niż o spotkaniach fazy Play-Off, mówi się o transferowych spekulacjach. A już o Resovii mówi się najwięcej.

Kiedy masz najwięcej kibiców, to i mówi się najwięcej (śmiech). Myślę, że bierze się to stąd, że wielu zawodnikom kończą się kontrakty. Resovia to dobry klub i nie musi się martwić o kolejny sezon. Moim zdaniem będzie w porządku, ale zobaczymy jak to się skończy.

Czy jest klub na świecie, dla którego gra jest Twoim marzeniem?

Jest wiele świetnych lig. Brazylia jest fajna…Każdy chce spróbować gry w najlepszych zespołach na świecie i jeśli masz taką szansę – dlaczego nie? Brazylia, Włochy…Jeśli pojawiłaby się kiedyś znowu propozycja gry dla jakiegoś dobrego klubu w Rosji…dlaczego nie? Trzeba podejmować kolejne wyzwania.

 

Rozmawiała: Magdalena Solecka

Magdalena Solecka

Magdalena Solecka

Studentka, której miłość do siatkówki jest stosunkowo młoda, ale zdecydowanie intensywna. Poza uwielbieniem do siatkówki moją osobowość można opisać w kilku słowach: butoholizm, kawoholizm i książkoholizm.

Dodaj komentarz