Marko Ivović: Patrząc na siebie, widzę człowieka takiego samego jak każdy

Na co dzień uśmiechnięty i spokojny. Na boisku skupiony i pełen emocji. Jeden z najlepszych siatkarzy ostatnich lat, MVP Ligi Światowej 2016. Specjalnie dla Was znalazł czas, by porozmawiać, nie tylko o siatkówce. Drodzy kibice, przed Wami…Marko Ivović! 

 

CZĘŚĆ IV – Lifestyle

 

Jaki trener jest według Ciebie lepszy – ktoś, kto trzyma drużynę silną ręką czy może taki, który jest bardziej kolegą?

Dyscyplina musi być zawsze, ale teraz trenera nie można rozpartywać w kategoriach czarne-białe. Musi umieć odszukać złoty środek pomiędzy surowością i luzem, a ponadto mieć dobre umiejętności interpersonalne – ma wiedzieć, jak odnieść się do każdego zawodnika indywidualnie. 

Zajmijmy się teraz trochę luźniejszymi tematami. Ile razy widzę Cię po meczach, czy gdzieś w Internecie pojawiają się zdjęcia z Waszych wspólnych wyjść, zawsze można Cię zobaczyć bawiącego się z bliźniakami Jochena. Widać, że masz dobry kontakt z dziećmi.

Tak, bardzo lubię dzieci. Płynie od nich dobra energia, są zawsze uśmiechnięte. Z Jochenem dogaduję się bardzo dobrze i ilekroć zaprasza mnie do siebie, chętnie spędzam czas z jego dziećmi. Trochę mamy problem z komunikacją (śmiech). Myślę, że dziecko każdemu daje dużo pozytywnej energii i uśmiechu – kiedy widzisz taką słodką buzię, zawsze jesteś uśmiechnięty. A w każdym razie ja tak się czuję.

Myślę, że jesteś jednym z ich ulubionych wujków.

Nie wiem (śmiech). Myślę, że dzieci wyczuwają to, że je lubię i dlatego podchodzą do mnie chętnie. 

Widać, że z chłopakami z zespołu często spotykacie się poza boiskiem, co stwarza chyba dobrą atmosferę. Czy według Ciebie to, że się dogadujecie prywatnie przekłada się później na sytuację na boisku?

Może zdarzyć się tak, że zawodnicy, którzy nie mają dobrej komunikacji poza boiskiem, świetnie współpracują w trakcie meczów, co wynika po prostu z profesjonalizmu. Myślę jednak, że dużo lepiej jest, jeśli członkowie drużyny są przyjaciółmi. Na boisku możesz poznać człowieka, ale zawsze łatwiej jest przeżywać dobre i złe chwile w zespole, w którym grasz z ludźmi, których po prostu lubisz.

Myślałeś już o tym, co będziesz robił po zakończeniu kariery?

Chyba każdy o tym myśli. Teraz w głowie mam tysiące pomysłów, ale nie wiem, co z tego wyjdzie. Kiedy byłem mały, chciałem zostać trenerem. Zobaczę, co będę robił, ale na pewno będę chciał dalej być związany z siatkówką. Mam nadzieję, że do tego momentu zostało mi jeszcze dużo czasu.

Co uważasz za najważniejszy punkt swojej kariery?

To, że zdecydowałem się wybrać siatkówkę, a nie piłkę nożną (śmiech). Myślę, że było wiele takich punktów i ciężko jest wybrać jedną rzecz. 

Porozmawiajmy trochę o fanach. Czasami są dziwni, zdarzają się dziewczyny, które jawnie okazują uwielbienie swoim idolom. Byłeś przygotowany na ten rodzaj atencji?

Nie myślałem o tym na początku mojej kariery. W początkowym okresie gry, kiedy podchodziły do mnie dzieci, prosząc o autograf byłem zdziwiony – przecież jestem takim samym człowiekiem, jak inni. Z drugiej strony jednak to rozumiem, bo jak ja byłem w ich wieku, robiłem to samo. Więc z tej strony mogę to zrozumieć, ale kiedy patrzę na siebie, widzę człowieka takiego samego jak każdy. Ok, wykonuję może inną pracę, ale tak naprawdę nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Jak mówisz, może to być czasem dziwne, ale teraz to wszystko rozumiem.

O Serbach mówi się, że są bardzo porywczy – zgadzasz się z tym?

Ciężko powiedzieć – w każdym kraju są ludzie, którzy najpierw robia, potem myślą. Serbowie są jednak "życiowymi walczakami". To jest też uwarunkowane historycznie i politycznie – przez pięć wieków toczyliśmy wojny i mamy to we krwi. Jednak nie możemy generalizować.

Jakie było pierwsze słowo, jakiego nauczyłeś się po polsku?

(śmiech) Tak, jak po angielsku pierwsze, czego się uczysz to "what's up, bro?", tak w języku polskim jest to k**** (śmiech). Ale słowiańskie języki są podobne do siebie, serbski i polski też, więc nie potrzebowałem dużo czasu, żeby rozumieć, co się do mnie mówi – już podczas pierwszego sezonu się to udawało. 

Uczysz się języka każdego kraju, w którym grasz?

Nie pobierałem lekcji w szkołach, przez co jestem trochę na siebie zły, ale dużo słucham i staram się rozumieć. We Francji pod koniec sezonu nauczyłem się trochę mówić, ale po wyjeździe dużo zapomniałem. Po powrocie z Rosji też potrzebowałem trochę czasu, żeby się znowu przystosować. Jeśli kiedyś przeniosę się do innego kraju, też będę się uczył. 

Przed tym wywiadem przeglądnęłam dokładnie Twoje profile w social media, np. na Instagramie i muszę stwierdzić, że nie jesteś tam zbyt aktywny. Z czego to wynika – nie lubisz tego robić czy po prostu cenisz sobie swoją prywatność? 

Potrzebuję takiej dozy prywatności. Każdy ma prawo robić, jak uważa – są i tacy, którzy potrzebują takiego rodzaju marketingu. Rozumiem, że potrzebują tego np. modele i cały świat fashion, ale mój marketing jest na boisku i nie czuję potrzeby, by zaznaczać, gdzie jestem i co robię. Może ludzi to interesuje, co robią inni, jednak ja tego nie potrzebuję. Lubię spokojnie żyć. 

Nie masz takiego wrażenia, że z biegiem lat całe piekno sportu ginie pod falą napędzaną przez marketing? Coraz więcej pojawia się sponsorów, coraz większe są wymagania odnośnie organizowania różnego typu eventów i akcji marketingowych…

To nie tylko marketing, ale popularyzacja siatkówki. Jeśli w kraju jest kryzys, to przekłada się to też na siatkówkę, a ona, jak każdy inny sport, potrzebuje młodych ludzi, którzy w przyszłości będą nowymi Nowakowskimi, Drzyzgami, itd. Moim zdaniem jednak samego personalnego marketingu jest za dużo… Może to też przekłada się na to, że ludzie poszukują dla siebie jakiejś recepty na przyszłość – co robić po zakończeniu kariery? Nie wiem. Kiedyś jeden z trenerów w Serbii powiedział, że meczu nie wygrywa się na Twitterze, tylko na boisku. I moim zdaniem miał rację. Ja tak żyję.

Zdarza Ci się, że ludzie zaczepiają Cię na ulicy, np. jeśli idziesz gdzieś prywatnie?

Rzadko. Rozumiem to, ale niezbyt lubię. Rozumiem, kiedy np. przyjedzie jakieś dziecko, czasem zdarza się, że ktoś zaczepi mnie w sklepie. To jest fajne, jeżeli ludzie spokojnie wymienią ze mną kilka zdań. Jednak są też tacy, którzy robią jakieś złośliwości, wtedy ignoruję kogoś takiego, odchodząc. Ogólnie uważam, że na takie rzeczy czas jest po meczu – jeśli wtedy chcesz zdjęcie, czy autograf – nie ma problemu, jestem otwarty. Wszystko jednak musi mieć swoje granice.

Wracając jeszcze do tego Instagrama – to, co udało mi się zauważyć to zdjęcia z rodziną. Widać, że ich wsparcie jest dla Ciebie ważne.

Oczywiście. Rodzina jest bardzo ważna – bez niej nie ma nic. Kiedy miałem 19 lat i przyszła pierwsza profesjonalna oferta z Serbii, wiele osób mówiło mi, że popełnię błąd, jeśli zdecyduję się wyjechać do Novi Sad. Tylko moja rodzina mnie wspierała, mówiła, że powinienem spróbować i mogę osiągnąć to, co chcę – tylko oni we mnie wierzyli. To jest kolejny argument: tylko rodzina w Ciebie wierzy. To jest dla mnie bardzo ważne.

Wielu siatkarzy mówi, że ich życie jest bardzo nudne. Zgadzasz się z tym?

Może być (śmiech). Faktycznie, nie działamy zbyt dużo i trochę nudno jest. Ale druga strona medalu jest taka, że robimy to, co lubimy i dzięki temu mamy pieniądze na to, co lubimy. Zawsze powtarzam, że największą radością życia jest robienie tego, co lubisz. Można być czasem zmęczonym – idziesz na trening, jesz, śpisz, znowu trenujesz. Jeśli jednak jesteś zadowolony z pracy – jest w porządku. 

Jak więc wygląda dzień z życia Marko Ivovicia?

Spokojnie (śmiech). Zazwyczaj moje dni wypełniają treningi, jeśli mam wolne, staram się gdzieś pojechać. Czytam książki, oglądam filmy, seriale – jak każdy. Jestem sam – nie mam żony ani dzieci – więc jest…spokojnie. Dużo czasu poświęcam na odpoczynek i to wszystko. 

 

Rozmawiała: Magdalena Solecka

Magdalena Solecka

Magdalena Solecka

Studentka, której miłość do siatkówki jest stosunkowo młoda, ale zdecydowanie intensywna. Poza uwielbieniem do siatkówki moją osobowość można opisać w kilku słowach: butoholizm, kawoholizm i książkoholizm.

Dodaj komentarz