#SiatkówkaWOkuGłąba #90

 

 

Siatkówka znajduje się w każdym oku, choć nie w każdym sercu. Jak wygląda siatkówka w krzywym zwierciadle? Dziś o pierwszym weekendzie Ligi Światowej.

 

Nareszcie rozpoczęła się gra Polaków w Lidze Światowej! Na to wydarzenie czekałam z niecierpliwością od ostatniego gwizdka w sezonie 2016/17 PlusLigi (a zdarzyło się to przecież jakieś sto lat temu). I było warto! To tak w telegraficznym skrócie, podsumowując pierwszy weekend w Pesaro:
– FIVB okazało się być wielkim dobrodziejem i ofiarowało kibicom z wszystkich krajów dostęp do meczów na “jutube”. To była chyba najlepsza decyzja, jaką FIVB podjęło w ciągu ostatnich kilku lat. Brakowało mi tylko głosu pana Swędrowskiego w tle, ale lepszy rydz niż nic,
– poziom challengu nadal…, ale stabilny,
– oglądanie meczów bez grafiki z wynikiem potrafi wyprowadzić z poczucia fazy seta,
– w drużynie Brazylii nadeszły ogromne zmiany – od trenera, po koszulki z rękawem (które, swoją drogą, chyba jako jedyna na świecie uważam za dużo bardziej estetyczne – faceci w koszulkach bez rękawów mnie nieco przerażają),
– B.Bartłomiej to najwyższy (345cm!) siatkarz w historii (o ile nie najwyższy człowiek, ale tego graficy FIVB jeszcze nie ustalili),
– młodzi (przerażające jest, że większość z nich jest młodsza ode mnie) też mogą dobrze grać! A nawet ogrywać Włochy, czy Brazylię,
– Irańczycy to tak dobre chłopaki, że nawet jak Polacy nie chcą ich wykończyć, to sami siebie nawzajem zwalczą (patrz – Mirzajanpour),
– mimo dwóch wygranych Polaków, reprezentacja, po porażce z Iranem, przez jakieś 3/4 użytkowników Twittera została już skreślona – najlepiej niech wracają z turnieju, zmienią tożsamość, przejdą szereg skomplikowanych operacji plastycznych i wyjadą do Sri Dźajawardanapura Kotte (takie miejsce istnieje, jest nawet stolicą!), gdzie będą wieść życie sprzedawców drinków w lokalnych barach.

Więcej meczów Polaków w tym tygodniu nie pamiętam. Żadnego nie żałuję.

Nie żałuję też żadnego z 89 wcześniejszych felietonów. A na 90 dziękuję za czytelnikom za czytanie i redakcji za możliwość wylewania tego co mi siedzi w głowie. Jeszcze dycha i pierwsza setka za nami!

Martyna Głąb

Martyna Głąb

Na miłość do siatkówki zapadłam w 2009 roku, gdy przypadkiem trafiłam na mecz reprezentacji w ramach Ligi Światowej. Głąbowy umysł przesiąknięty siatkówką do tego stopnia, że własnego psa marki kundel nazwałam imieniem "Igła". Lubię polskiego rocka, spotkania z przyjaciółmi, "Trylogię" Sienkiewicza i jak Polacy grają tie-breaka. Blada twarz, kilo loków i okulary na ślepotę - ot i cały Głąb.

Dodaj komentarz