Pieniądze nie zadecydowały o zwycięstwie?

лого zenit_rus_engWczorajszy sukces kazańskiej drużyny odbija się szerokim echem wśród fanów, ale także w gronie kibiców tamtejszych drużyn. Warto, przy tej okazji, zaznaczyć, że to już jest piąta edycja z rzędu, kiedy najlepsi w całych rozgrywkach najlepszymi okazują się zespoły z jednej z najsilniejszych lig świata. Jednak jest jedna rzecz, która szczególnie utkwiła mi w pamięci po przeglądaniu rosyjskich portali.

Siła tkwi w Rosjanach, nie w pieniądzach – taki dumny tytuł do swojej informacji dodał jeden z portali. Cóż, patrząc na zwycięzcę Ligi Mistrzów, a właściwie – zwycięzców (mam tutaj głównie na myśli rosyjskie ekipy), trudno się z tym zgodzić.

Nie od dziś wiadomo, że rosyjską ligę spokojnie można podzielić na dwie części – drużyny z bogatymi sponsorami i takie, które kończą swój byt szybko, jeśli w jednym sezonie zagra u nich zbyt dużo gwiazd światowej siatkówki. I nie ukrywajmy, że Zenit Kazań, Lokomotyw Nowosybirsk czy Biełogorie Biełgorod, czyli zwycięzcy ostatnich pięciu edycji prestiżowych rozgrywek europejskich pucharów, to drużyny, gdzie grają gwiazdy, a ich przygoda z Superligą nie kończy się po jednym sezonie.

Pewnie już wielokrotnie wspominałam o tym, że drużynę ze stolicy Tatarstanu wspiera Gazprom, jedna z najbardziej znanych firm nie tylko w Rosji, ale także u nas w Polsce. Wprawdzie nie jest to sponsor tytularny, jednak nie oszukujmy się, że zapewne dużo pieniędzy wpływa do budżetu drużyny. Nie oszukujmy się także, że nie ma zbyt wielu drużyn na świecie, które potrafiłyby nie zrezygnować z zawodnika, który cierpi na kontuzję czy na depresję, a przy okazji rozglądać się za kolejną siatkarską sławą na jego miejsce, bo zwolniło się miejsce dla obcokrajowca. A jednak taka sytuacja w Kazaniu miała miejsce i wprawiła mnie ona w osłupienie.

Jednak patrząc na zakupy Rosjan, które zazwyczaj mają jeden cel – znalezienie sławy, która jest w stanie reprezentować ich drużynę przede wszystkim w Lidze Mistrzów, bo w Superlidze nadal istnieje limit obcokrajowców, przez co większość z nich zmuszona jest oglądać siatkówkę z innego punktu niż boisko (chociażby Matthew Anderson). I dla większości drużyn jest to zupełnie normalna decyzja, nikogo to już nie dziwi. No chyba oprócz nas Polaków, bo my jednak wolimy szkolić przyszłych reprezentantów naszego kraju, nie obcokrajowców.

A jak już mowa o krajanach, warto też wspomnieć o wczorajszym finałowym meczu. W kazańskiej drużynie zagrało trzech lub czterech (!) obcokrajowców na siedmiu zawodników. No i tutaj właśnie dochodzimy do momentu, kiedy stwierdzenie, że siła tkwi w Rosjanach (podobno), nabiera zupełnie innego znaczenia. No chyba, że uważają oni, że Salparow, Leon czy Anderson są już rodowitymi Rosjanami, no to mamy inną sytuację. Jednak w przypadku wielu kibiców, myślą oni zapewne jak ja – nie są to krajanie chociażby Siwożeleza.

Oczywiście niniejszą opinią, subiektywną i osobistą, nie zamierzałam nikogo urazić. Jednak patrząc na to, jak Rosjanie uważają, że wygrali to dzięki swoim zawodnikom, pomyślałam o tym, jak bardzo się mylili. Pieniądze jednak zagrały tutaj ważną rolę, bo gdyby nie one, to zapewne nie mieliby szans na tak dobre zaprezentowanie się w finałowym turnieju i zgarnięcie tytułu dla najlepszej ekipy Europy, a przy okazji zdobyciu kilku nagród indywidualnych, m.in. tej najważniejszej, czyli dla najlepszego zawodnika nie tylko Final Four, ale i całego turnieju.

Agnieszka Kaźmierska

Agnieszka Kaźmierska

Agnieszka - korespondentka z Trójmiasta, a wcześniej z ziemi lubuskiej. Zakochana w siatkówce od przeszło ośmiu lat, a od pięciu w szczęśliwym "związku" z fotografią. Gdy nie piszę newsów, spędzam czas na uczelni, poszerzając swoją wiedzę na temat języków niemieckiego i rosyjskiego. Spotkać mnie można również podczas imprez biegowych i sportowych.